środa, 7 grudnia 2011

Akt oskarżenia ws. tzw. gangu Fryzjera. Wyjaśnienia b. działacza Świtu Janusza S.

Janusz S. to były członek zarządu Świtu Nowy Dwór. Został zatrzymany przez policję w październiku 2008. Za ustawianie meczów tego klubu został oskarżony w akcie oskarżenia dotyczącym tzw. gangu Fryzjera. Ma tam 4 zarzuty (czytaj tutaj). 

Janusz S. dobrowolnie poddał się karze (czytaj tutaj) i został w czerwcu 2011 skazany (czytaj tutaj).

Przesłuchanie z  20 października 2008:
Do Świtu trafiłem w ten sposób, że prezes Ziemak chyba w 1997 lub 98 zaprosił mnie do klubu. Tam działał już Wojciech Sz. Oni w luźnej rozmowie pytali mnie czy mógłbym pomóc klubowi. Wtedy zadeklarowałem, że będę przekazywał do klubu 300 zł miesięcznie. Po jakimś miesiącu zaproponowali mi czy nie wszedłbym do zarządu klubu. Ziemak później przestał być prezesem, a został Wojciech Sz. Świt grał wówczas w III lidze. Po jakimś czasie zaproponowano mi, po walnym zgromadzeniu, żebym został wiceprezesem. Ja się zgodziłem. Zajmowałem się finansami klubu, organizacją klubu, wtedy klub nie miał dyrektora. Właściwie zajmowałem się wszystkim z doskoku. Awansowaliśmy do II ligi. Po meczu z Jagiellonią Białystok, w sezonie poprzedzającym sezon, w którym była afera barażowa, ja zrezygnowałem z pracy w zarządzie. Było to spowodowane kłótnią z dyrektorem klubu Topolskim. W tym czasie klubem rządził Wojciech Sz. i on go głównie finansował.

Wyjaśnienia Wojciecha Sz. 

Do klubu wróciłem po aferze barażowej, bo zarząd podał się do dymisji. Okazało się, że Świt nadal grał w I lidze, nie został zdegradowany, więc cały zarząd wrócił. Znowu Wojtek Sz. został prezesem, a ja jednym z wiceprezesów. Mieliśmy słabą drużynę bo po aferze barażowej zespół się rozpadł, dużo zawodników odeszło.  Nie mieliśmy kim grać i wszystko przegrywaliśmy w rundzie jesiennej. Chciałem jeszcze dodać, że w pierwszej lidze w tym sezonie dyrektorem został na samym początku, z tego co pamiętam Andrzej Prawda, a później Andrzej Laskowski. Ja go nie znałem, jego dobrze znali Sz. i to oni go przyprowadzili. Laskowski był zaufanym człowiekiem Sz. Oceniałem, że oni mieli dobre relacje. Żona Laskowskiego prowadziła księgowość firmy Sz. W klubie w tym czasie w zarządzie byli także: J., Szadkowski, Mirek Jadczak. Ja w tym czasie zajmowałem się sprawami organizacyjnymi, wyżywieniem. W klubie w czasie rundy jesienniej był marazm.   Zarząd spotykał się raz na miesiąc. Tak naprawdę o wszystkim decydował Wojtek Sz. Ja byłem od spraw finansowych, ale w pierwszej lidze finansami się nie zajmowałem. Robiła to pani Sz. żona Wojtka. Kiedyś Jadczak zapytał Sz., dlaczego pewnych decyzji nie podejmujemy na zarządzie.  Wtedy Sz. powiedział jasno - to jest mój klub, to ja ładuję pieniądze więc dlaczego ktoś inny ma rządzić.

korupcja w Świcie Nowy Dwór - kalendarium

Początek rundy wiosennej był słaby, został zwolniony trener Stachurski, chyba po meczu z Górnikiem Zabrze. W klubie pojawił się trener Wójcik. ja byłem tym zdziwiony, ja byłem zaskoczony. Ja mimo, że byłem w zarządzie nie decydowałem o tym, nikt mnie nie informował, że są takie plany. Pewnego dnia przyjechał Wójcik i Sz. powiedział, że to będzie nowy trener klubu.

Czytaj o wyjaśnieniach, wg. których Wójcik ustawiał mecze Śląska Wrocław (czytaj też tutaj).
Czytaj o zatrzymaniu Janusza Wójcika i postawieniu mu zarzutów (tutaj).
Czytaj o wywiadzie Janusza Wójcika dla Rzeczpospolitej.


Pamiętam, że już na pierwsze spotkanie w klubie Wójcik przyjechał pijany, przywiózł go kierowca. Wójcik zrobił odprawę z zawodnikami, najpierw na płycie boiska, a później w klubie Olimp w Mosierze. Byłem w tym klubie, Wójcik właściwie krzyczał na tych zawodników, mówił, że trzeba zapieprzać, był wulgarny. Generalnie zawodnicy w pierwszej fazie się go bali. Wójcik czasami prowadził treningi, czasami kazał prowadzić Zmitrowiczowi, bo on nie przyjeżdżał, czasami przyjeżdżał pijany, na przykład w połowie treningu. Dzwonił przykładowo do mnie i mówił, że coś załatwia i nie może poprowadzić treningu, a ja słyszałem przez telefon, że on jest kompletnie pijany. Ja zaraz po przyjściu Wójcika nie wiedziałem, że Świt będzie kupował mecze i będzie przekupował sędziów i zawodników innych drużyn. Liczyłem na fachowość Wójcika. Jednak już przed pierwszym meczem Wójcika z Odrą Wodzisław miała miejsce taka sytuacja, po której ja zacząłem wiedzieć o co chodzi. Było dokładnie tak, że dwie godziny przed meczem Wojciech Sz. podszedł do mnie przed budynkiem klubowym, na terenie klubu i powiedział żebym wziął samochód i zawiózł pieniądze w paczce sędziemu Ż. Dokładnie było tak, że po tym jak mi to powiedział ja wszedłem z nim do budynku klubu bo nie miałem przy sobie kluczyków do samochodu. Weszliśmy do gabinetu i tam Sz. wręczył mi paczkę z pieniędzmi. To był taki papier zawinięty taśmą klejącą. Wyczułem, że tam są pieniądze. Ta paczka była dość gruba, ale weszła mi do wewnętrznej kieszeni marynarki. Ja mam do czynienia z większymi ilościami banknotów, gdyż prowadzę biznes i odbieram takie paczki na przykład w banku. Oczywiście nie tak zawinięte, ale tej wielkości. Na podstawie tego sądzę, że jeżeli w tej paczce było nominały 100 zł, to mogła to być kwota około 30 tys. To jest jedynie moja ocena gdyż Sz, mi nie powiedział ile tam jest pieniędzy. Sz. powiedział mi, że te pieniądze mam zawieźć na plac przed hotelem posła Witaszka w Czosnowie. On powiedział, że ja wiem gdzie to jest. Sz. powiedział, że tam będzie na mnie czekał sędzia Ż. i odbierze pieniądze. Ja znałem tego sędziego z widzenia, z wcześniejszych meczów, które on sędziował, ale również z telewizji, gdy oglądałem sędziowane przez niego mecze. Dla mnie było jasne, że te pieniądze mają trafić do Ż. za pomoc w dobrym wyniku dla Świtu. Ja się na to zgodziłem, bo prosił mnie prezes, a po drugie sam chciałem pomóc klubowi. Po za tym już wcześniej sędziowie nas kręcili i wiedziałem, że bez płacenia im nie można uzyskać dobrego wyniku.  Wcześniej tylko raz wręczałem pieniądze sędziemu.  Było to jeszcze w tym sezonie przed aferą barażową, podejrzewam, że to mogło być około 2000. Tym sędzią był sędzia Szydłowski z Krakowa, ale o tym opowiem później. Wręczałem także pieniądze dwa razy Jerzemu G., o tym też opowiem później. Wracając do tego meczu. Sz. powiedział żebym już jechał, a tam Ż. będzie na mnie czekał. Podjechałem swoim samochodem na plac przed tym hotelem i faktycznie stał tam jeden samochód. Podjechałem do tego samochodu, zaparkowałem równolegle do niego w odległości około 15 m.  Z tego co pamiętam ja nie miałem powiedziane jakim samochodem będzie Ż., ale miałem wrażenie, że on mógł wiedzieć jakim samochodem ja podjadę, gdyż jak podjechałem to on wysiadł ze swojego samochodu i podszedł do mnie, ja też gdy go zobaczyłem i poznałem to wyszedłem z samochodu. Podszedłem do niego i powiedziałem, że mam dla niego przesyłkę.  On już wiedział o co chodzi, bo ją tylko wziął i wrócił do samochodu. Wiedziałem, że w jego samochodzie siedzą jeszcze jakieś osoby, nie wiem kto to był i ile było tych osób, bo był już zmrok.  Kojarzę, ale mogę się mylić, że to był ciemny samochód.  Wróciłem do klubu, postawiłem samochód i jakoś od razu napatoczył się Janusz Wójcik. On mnie zapytał czy przekazałem przesyłkę sędziemu.  Ja odpowiedziałem, że tak. Dla mnie w tym momencie stało się logiczne, że Wójcik w tej sprawie współdziałał z Sz. Nigdy nikomu nie opowiadałem o tym, nie chwaliłem się,  to nie jest mój styl bycia, nie lubię chwalić się czymś co może narazić mnie na konsekwencje. Mecz wygraliśmy i wszyscy byli zadowoleni w klubie. Przebiegu tego meczu dokładnie nie pamiętam, podejrzewam, że wygraliśmy bo przecież dałem pieniądze. Nie jestem jednak specjalistą od sędziowania i nie jestem w stanie powiedzieć czy sędzia coś specjalnie skręcił na naszą korzyść czy też na przykład się pomylił. Jeśli chodzi o mecz Amica - Świt to ja na ten mecz jechałem sam swoim samochodem. Gdy już byłem w trasie otrzymałem telefon od Sz. On powiedział, że mam się zgłosić do Janusza Wójcika do Poznania. Nasza drużyna przed tym meczem z Amicą nocowała w hotelu w Poznaniu przy Malcie. Sz. nie powiedział mi po co, powiedział jedynie, że Wójcik powie mi co mam dalej robić. Powiedział także, że on czyli Sz. da mi paczkę, a Wójcik mi powie co z nią zrobić. Ja nie znałem dobrze Poznania więc pytałem taksówkarzy jak tam trafić na Maltę. Gdy przyjechałem pod hotel, wszedłem do restauracji, spotkałem tam Wójcika. On mnie zobaczył i powiedział, że dobrze, że jestem. Wtedy powiedział mi, że mam zawieźć przesyłkę do Szamotuł.  Dał mi kartkę na której była nazwa tej miejscowości i marka i kolor samochodu, a może też, tego nie jestem pewien, numer rejestracyjny samochodu, którym ma przyjechać osobą z którą mam się spotkać i przekazać jej paczkę. Właściwie za  chwilę przed tym hotelem spotkałem Sz., który zapytał mnie czy ja rozmawiałem z Wójcikiem. Ja powiedziałem, że tak i wtedy on dał mi tę paczkę. Były to pieniądze zawinięte w papier i taśmę klejącą. Czułem dotykowo, że tam zawinięte są pieniądze. To wszystko działo się w czasie gdy zawodnicy zbierali się już do wyjazdu na mecz. Zawodnicy na stadionie powinni być około 1,5 godziny przed meczem, było więc gdzieś około 2,5 - 3 godzin przed meczem. Wtedy wyjechałem do tych Szamotuł, miałem spotkać się z tym człowiekiem na stacji paliw w Szamotułach, na pierwszej przy wjeździe do Szamotuł. Tak mi powiedział Wójcik. Ja wjechałem na pierwszą napotkaną stację przy wjeździe do Szamotuł po lewej stronie. Tam nikt na mnie nie czekał. od razu spytałem człowieka z obsługi czy tam jest jakaś inna stacja. On mi powiedział, że 200 m dalej jest stacja po prawej stronie. Pojechałem na tę stację. Gdy dojeżdżałem zobaczyłem, że stoi tam samochód opisany przez Wójcika. Podjechałem do tego samochodu i podszedłem do mężczyzny, który w nim siedział. On siedział sam. Zapytałem czy on czeka na przesyłkę, odpowiedział tak, więc mu ją dałem. Pamiętam, że on tak ostro do mnie powiedział ile może czekać. Samochód zgadzał się z opisem, był czerwony lub ceglastego koloru. Tył samochodu był podłużny, skośny. Nie wiem czy nie było to auto trzydrzwiowe, ale nie jestem pewien. Ten mężczyzna był młodym człowiekiem, w wieku gdzieś do 30 lat. Ale ja go widziałem tylko przez chwilę. Ta paczka była porównywalnej grubości do tej co dostał ją Ż. Nigdy nie powiedziano mi ile wiozę pieniędzy. Ten mężczyzna na pewno nie był sędzią piłkarskim bo sędziów widziałem później na stadionie. Ten mężczyzna był ubrany na sportowo. Kojarzę, że ten samochód był na poznańskich tablicach rejestracyjnych. Odjechałem z tej stacji i pojechałem do Wronek. Z tego co kojarzę drużyna Świtu przyjechała na stadion 15-30 minut po mnie. Wójcik i Sz. na stadion weszli razem. Odniosłem wrażenie, że Wójcik był pijany. Wtedy kiedy kazał mi zawieźć tę paczkę jeszcze nie był. Pamiętam, że ten mecz zremisowaliśmy przed końcem. Po meczu byłem chwilę w restauracji klubowej. P:o drodze spotkałem Sz. z trenerem Amiki Majewskim. Majewski narzekał na brak zaangażowania w grę swoich piłkarzy. Z tego co się mówiło wtedy w środowisku to tam był konflikt między piłkarzami Amiki a trenerem Majewskim. Następnie wróciłem do domu. Sz. został jeszcze na obiekcie jak ja wyjeżdżałem.
Jeśli chodzi o mecz Świt NDM - Górnik Łęczna to sytuacja była taka, że również zawoziłem paczki. Tym razem to były dwie paczki. W tygodniu przed meczem, myślę, że mogło to być w czwartek zadzwonił do mnie Wojciech Sz. i zapytał czy pojadę do Warszawy. Odpowiedziałem, że pojadę. Sz. powiedział mi, że spotkamy się w Łomiankach. Faktycznie spotkaliśmy się i tam on przekazał mi dwie paczki z banknotami.  Były to pieniądze zawinięte w papier i oklejone taśmą klejącą. Pamiętam, że te paczki były większe niż poprzednio, nie weszły mi do kieszeni marynarki. Włożyłem je do skrytki w samochodzie. Sz. powiedział, że mam przekazać te paczki, ale wcześniej skontaktować się z Wójcikiem, który ma mi powiedzieć komu i gdzie mam te paczki zawieźć.

Korupcja w Górniku Łęczna - kalendarium

Gdy wjechałem do Warszawy i byłem na Wisłostradzie, zjechałem do zatoczki, zatrzymałem się i zadzwoniłem do Wójcika. Janusz Wójcik powiedział mi, że mam podjechać z tymi paczkami pod hotel mieszczący się przed lotniskiem Okęcie. Do lotniska z tego hotelu było około 3-4 kilometry. On podał mi nazwę tego hotelu, ale teraz tej nazwy nie pamiętam. Wójcik powiedział, że tam będzie na mnie czekała kobieta i tej kobiecie mam te paczki oddać. On powiedział, że ta kobieta się do mnie zgłosi. Gdy podjechałem pod ten hotel nie było żadnej kobiety i samochodu. Zadzwoniłem wtedy do Wójcika i powiedziałem mu, że tutaj żadnej kobiety nie ma. On mi kazał spokojnie czekać, wyjaśnił jakim samochodem ta kobieta podjedzie, chyba nawet podał mi numery rejestracyjne, ale tego nie jestem pewien.  Dokładnie tego samochodu nie pamiętam, nie przyglądałem się, nie interesowało to mnie. Wydaje mi się, że to był taki nieduży, kobiecy samochód. Wtedy już było ciemno. Myślę, ale nie jestem pewien, że to mogła być godzina 19-20. Później się dowiedziałem, że to była żona zawodnika Górnika Łęczna o nazwisku Skwara. O tym dowiedziałem się później, ale nie pamiętam od kogo. Musiała być o tym mowa w klubie, być może dowiedziałem się o tym w związku z sytuacją, która miała miejsce później. Około tygodnia po tym przekazaniu pieniędzy, Wojtek Sz. powiedział mi w klubie, że nie przekazałem wszystkich pieniędzy. Powiedział, że kasa się nie zgadzała. Ja to odebrałem w ten sposób, że on mnie podejrzewa, że część pieniędzy zabrałem dla siebie. Ja jemu odpowiedziałem, że nie otwierałem tych paczek. Później po jakimś czasie sytuacja się wyjaśniła. Sz. powiedział mi, że jednak ta kasa się zgadzała. Okazało się, że Ci co dostali tę kasę źle ją policzyli. Ta kobieta której przekazałem te pieniądze była młoda, chyba blondynka. Tak mi się wydaje, ale wtedy było ciemno. Ona podjechała koło mojego samochodu, ja podszedłem do jej samochodu, bo skojarzyłem, że to ona. Wsiadłem do jej samochodu na tylne siedzenie i przekazałem jej pieniądze w dwóch paczkach. Po przekazaniu  tych paczek zapytałem czy ona je liczy, powiedziała "dobra, dobra" i wysiadłem z samochodu. Ona ich przy mnie nie liczyła. Z tego co pamiętam to na samym meczu z Łęczną nie byłem bo wtedy miałem chorą nogę. Według mojej oceny, na moje oko, przy założeniu, że były tam banknoty 100 zł w dwóch paczkach mogło być 80, może 100 tys. Oczywiście pewności nie mam, bo nie wiem jakie były nominały i mówię to na oko po grubości paczek.
Jeśli chodzi o mecz z Wisłą w Płocku to pamiętam, że D. przy bufecie rzucił do mnie i innych osób z Nowego Dworu: "wy i tak już spadliście".
Chciałem jeszcze dodać, że przekazywałem jeszcze dwie paczki z pieniędzmi w Poznaniu w związku z meczem Lecha Poznań oraz była jeszcze sytuacja z P. w związku z meczem z Polonią Warszawa.
Przesłuchanie z 21 października 2008
(...) Chciałem powiedzieć, że jeśli chodzi o przekazanie tej paczki z pieniędzmi przed Amiką w Szamotułach to paczki z pieniędzmi dostałem od Sz. jeszcze w Nowym Dworze przed wyjazdem na mecz. Było to w dniu meczu.  Pieniądze te mogłem także dostać w Leoncinie w firmie Sz., tego dokładnie nie pamiętam, ale na pewno dostałem je jeszcze przed wyjazdem na mecz.  Już z tymi paczkami pojechałem do Poznania do Wójcika, który zgodnie z poleceniami Sz. miał mnie poinstruować co mam robić dalej. Przeanalizowałem to sobie i jestem pewien, że w tych Szamotułach przekazałem człowiekowi dwie paczki, nie jedną. Przemyślałem to sobie i jestem pewien, że Ż. przekazałem jedną paczkę, a w pozostałych przypadkach dwie. (...)
Następny mecz to był mecz z Polonią Warszawa. W tym meczu nie podejmowałem żadnych działań. Ani Sz. ani Wójcik nie prosili mnie o to. Ja wczoraj powiedziałem, że opowiem o sytuacji z obserwatorem tego meczu, ale chodziło mi o innego obserwatora i inny mecz. Wyjaśnię to później. Ja nie miałem żadnych zadań w związku z meczem Świt - Polonia, także dlatego, że to było krótko po tym jak były te pretensje z niezgadzającą się kwotą dla Górnika Łęczna i do mnie były jakieś pretensje. ja w ogóle tego meczu z Polonią Warszawa nie pamiętam. Mogło mnie na nim nie być w związku z tą zwichniętą nogą. W chwili obecnej nie potrafię dokładnie odtworzyć na którym meczu w Świcie mnie nie było w związku ze zwichniętą nogą. Wczoraj powiedziałem, że to był mecz z Górnikiem Łęczna, ale teraz po zastanowieniu się uważam, że to był mecz z Polonią Warszawa.
Jeśli chodzi o kolejny mecz z Legią Warszawa to znowu nie było żadnych zdań dla mnie. Sz. nic nie zlecał.
(...)
Kolejny mecz to spotkanie z Groclinem Dyskobolia, tutaj nie miałem żadnych zadań, nie wiem nic o podejściach związanych z tym meczem i czy gdzieś trafiły jakieś pieniądze.
I nadszedł ostatni mecz z Górnikiem Polkowice, w którym nam potrzebne było zwycięstwo. Była jeszcze jakaś nadzieja, ale Sz. przed tym meczem powiedział, że jeśli my nie wygramy to on się wycofuje i wszyscy z klubu odejdą. Ja nic nie wiem żeby w tym meczu były jakieś podejścia i pod kogo. Nie dostałem żadnej takiej informacji.  Sz. nic mi nie kazał i nic nie zlecał. Nie wiem nic nawet z plotek. Sam mecz był meczem wyrównanym, mecz walki, nikt nie odpuszczał.  Po meczu był smutek i wszystko się rozpierzchło. Na kateringu było z 15 osób i wszystko trwało kilkanaście minut. Sz. był zły, szybko wsiadł w samochód i odjechał. Po tym meczu cały zarząd złożył rezygnację, ja jesienią doprowadziłem do wyboru nowego zarządu, powstał nowy zarząd i ja definitywnie wycofałem się z klubu.  Ja po tych wyborach do chwili obecnej byłem chyba tylko na jednym meczu Świtu, ale się tym nie interesuję.
Ja pamiętam, że na samym początku rundy wiosennej pierwszej ligi, chyba po pierwszym meczu z Widzewem ja pojechałem do PZPN bo chciałem złożyć skargę na jakość sędziowania. Klub dostał po tym meczu czy następnym karę i byłem opisany w protokole. Ja i Jadczak nawrzucaliśmy wówczas sędziom, że są nieuczciwi i są złodziejami. To zostało opisane w protokołach sędziowskich. Ja pojechałem do PZPN walczyć o anulowanie kary. Spotkałem się z panem Stefańskim bo on był dyrektorem departamentu d/s rozgrywek. Stefański powiedział żeby złożyć ten apel o uczciwe sędziowanie do kolegium sędziów. Wtedy przypomniałem sobie o panu G. G. był u nas w klubie jak był obserwatorem - około 2000. Ja wtedy poznałem G. przez dyrektora naszego klubu Zbigniewa Szczypińskiego. Wtedy ja się tylko zapoznałem z G. i to była rozmowa kurtuazyjna. Później okazało się, że ten G. jest w kolegium sędziów. Ja udałem się do tego G. w PZPN i poskarżyłem się na sędziowanie. G. powiedział, że jak będzie rozmawiał z sędziami to zwróci im uwagę by sędziowali uczciwie. Ja też wtedy dostałem numer telefonu komórkowego do G. Jakiś czas potem, chyba po następnym meczu, ja powiedziałem Sz., że ja pojadę do G., że chcę z nim porozmawiać o sędziach naszych meczów i sposobie sędziowanie i może on coś pomoże. Ja postanowiłem, że dam G. jakieś pieniądze, że to coś może pomoże z tymi sędziami. Sz. nie mówiłem, że zamierzam mu dać pieniądze. Ja tego G. dobrze nie znam, założyłem, że zaproponuję mu pieniądze, jak się nie zgodzi to mnie najwyżej pogoni i sobie pójdę.  Ja zadzwoniłem do G., umówiłem się z nim na spotkanie, powiedziałem, że się chcę spotkać gdzieś na ulicy. Umówiliśmy się przy ul. Grójeckiej na Ochocie.

Jak Fryzjer z Jerzym G. współpracował

Było to po południu, rozmawialiśmy u mnie w samochodzie, G. przyszedł chyba na piechotę. Ja się zacząłem użalać, że sędziowie nas krzywdzą, czy może coś zrobić żeby się uspokoiło. On powiedział, że postara się, że porozmawia z sędziami naszych meczów żeby nie oszukiwali. Ja wtedy dałem mu 2 tys. zł.  To były moje własne pieniądze, które wziąłem ze sobą. On się trochę wzbraniał, ja mu wsadziłem pieniądze do bocznej kieszeni marynarki. On wysiadł, a ja odjechałem. To spotkanie nie trwało długo. Ja o tym opowiedziałem Sz., powiedziałem, że dałem G. pieniądze. On zapytał ile - ja odpowiedziałem, że dwa tysiące.  Sz. powiedział, że mi odda, ja powiedziałem, że nie potrzebuję. Wtedy Sz. powiedział, że mi dołoży i, że trzeba jeszcze dołożyć G. bo 2 tys. to była śmieszna kwota. Sz. dał mi 3 tys. dla G. z tego co pamiętam po meczu z Wisłą Kraków. Ja znów umówiłem się z G. w tym samym miejscu na Ochocie, ponownie rozmawialiśmy w moim samochodzie. Prosiłem o wpłynięcie go na sędziów żeby nas nie krzywdzili , żeby chociaż wyznaczał na nasze spotkania sędziów, którzy są według niego uczciwi. On powiedział, że się postara, że zrobi co się da, ale to było jakoś mało konkretne.  Wtedy przekazałem mu te 3 tys. od Sz. To były pieniądze w kopercie. Jakieś 4-5 dni później postanowiliśmy, że przekażemy G. jeszcze 5 tys., że może to się przyda, że może on coś zrobi. Ponownie spotkaliśmy się po raz trzeci w tym samym miejscu. Spytałem się G. czy jest jakaś szansa czy wizja poprawy tej sytuacji. G. był  taki niechętny, powiedział, że on już niewiele może, że nie ma już wpływów. Ja łudząc się, ze to coś da przekazałem mu jeszcze te 5 tys., które dostałem od Sz. Wtedy G. powiedział, że zrobi co się da, ale żebym już nie przyjeżdżał. Po około 2 tygodniach od tej sytuacji Sz. powiedział mi, żebyśmy sobie dali spokój z tym G., że on nic nie może.  I tak się skończył temat z G. ja jeszcze ze dwa razy próbowałem do G. zadzwonić, ale on już nie chciał rozmawiać.     
Świt za czasów Sz. to był jego klub. On łożył na ten klub  i o wszystkim decydował. Była sytuacja, że zarząd miał pretensje, że nie uczestniczy w decyzjach, i, że Sz. nic z nimi nie ustala, to Wojtek mówił, że to on płacił i on rządził. Również w tych zdarzeniach z przekazywaniem pieniędzy było dla mnie jasne, że to Sz. podejmował decyzję, przecież to on przekazywał mi właściwie krótkie polecenia, gdzie i po co mam jechać i gdzie przekazać paczki z pieniędzmi, które mi wręczał.  Było dla mnie jasne, że współdziałał w tym zakresie z Wójcikiem, bo zwykle w tych sytuacjach to Wójcik mnie instruował gdzie mam jechać, gdzie przekazać pieniądze i z kim się skontaktować.  Sz. nie wtajemniczał mnie w żadne szczegóły, w  tych tematach panowała konspiracja, nie było się czym chwalić, chodziło o to by informacje o tych działaniach się nie rozeszły.
Ja pamiętam w kontaktach z Wójcikiem, że on kilkakrotnie prosił mnie żebym kupił mu kartę telefoniczną na doładowanie telefony komórkowego bo jemu się skończyła karta. 
Ja kilkakrotnie pojechałem ns stację BP przy klubie i kupiłem, mu kartę za 20 zł, to chyba była karta TAK TAKa. Ja miałem na poczatku ten jeden oficjalny numer do Wójcika, z wizytówki. Były takie sytuacje, że nie mogłem się do niego dodzwonić i on podał mi jeszcze jeden numer do siebie. Później dzwoniłem też na ten drugi numer telefonu.
Ja po tych nowych wyborach w klubie jesienią 2004 nie miałem z Sz. żadnych kontaktów. Ja byłem na niego właściwie pogniewany bo zostawił klub z niespłaconym ZUS-em na kwotę około 40 tys.   Ja nawet rozmawiałem z panią Sz. o pokryciu tego długu. Ona powiedziała, że porozmawia z mężem, ale według mnie to była spychologia. Sz. nie spłacili tego ZUSu. Tak płynął czas i ja nie miałem żadnego kontaktu z Sz. Gdy rozpętała się ta afera korupcyjna w piłce to miałem stracha, że może to mnie dotknąć, ale nic nie robiłem, nie zgłosiłem się też do prokuratury. Nie rozmawiałem na te tematy z nikim z klubu, miałem cykora, ale z nikim nie chciałem rozmawiać żeby się jeszcze bardziej nie nakręcać. Po zatrzymaniu Sz. nie miałem z nim żadnego kontaktu, nie odezwał się do mnie on, ja nie odezwałem się do niego. Później w gazetach pojawiło się, że zatrzymanie Sz. dotyczyło korupcji w Widzewie. Trochę się uspokoiłem.  I w ostatni czwartek przed moim zatrzymaniem niespodziewanie zadzwonił do mnie Sz. Byłó już ciemno, był wieczór, padał deszcz i ja wracałem samochodem z firmy do domu. Sz. się przywitał i powiedział, że dostał wezwanie do Wrocławia. Ja powiedziałem, że był już przecież zatrzymywany. On powiedział, że tak, ale że teraz temat dotyczy chyba Świtu.  I wtedy Sz. zapytał się mnie czy ja się nie zgłaszałem do prokuratury i czy czegoś nie mówiłem o Świcie. On powiedział, że wiesz, tyle ludzi się teraz zgłasza. Ja mu powiedziałem, że się nie zgłaszałem i nie byłem przesłuchiwany. On wtedy jeszcze zapytał jak zdrówko i jak firma.  Ja mu krótko powiedziałem, bo jechałem samochodem, były złe warunki i chciałem skończyć tę rozmowę. Ten telefon Sz. mnie trochę zaskoczył, przeszedł przeze mnie prądzik, pomyślałem, że może mnie też dotyczyć to i mogą się wziąć za mnie.
Tak jak mówiłem wcześniej przed tym wręczeniem pieniędzy sędziemu Ż.  raz przekazywałem pieniądze sędziemu Szydłowskiemu. Był to sędzia z Krakowa, to było gdzieś około 2000. To było w II lidze, pamiętam, że to był jakiś ważniejszy dla nas mecz, postanowiliśmy sobie pomóc i zapłacić sędziemu. Postanowiliśmy też tak zrobić bo sędzia Szydłowski był znany z nieuczciwości i kręcenia meczów. Baliśmy się tego sędziego i dlatego postanowiliśmy mu zapłacić.  W tej sprawie rozmawiałem z Wojtkiem Sz. - zapytałem się czy nie przekazalibyśmy temu sędziemu z 2 tys.  Wojtek się zgodził. Tę rozmowę i decyzję przeprowadziłem z Wojtkiem podczas pierwszej połowy meczu gdy zobaczyłem, że ten sędzia kręci nas na boisku. Podszedłem do tego sędziego w przerwie gdy on szedł do łazienki. Wtedy powiedziałem do niego, że za uczciwe sędziowanie dostanie od nas 20 baniek. W moim odczuciu chodziło mi o 2 tys., taki był mój zamysł. On jednak to moje stwierdzenie 20 baniek odebrał jako propozycję 20 tys. i dlatego później z tego się zrobiła afera. W drugiej połowie już sędziował dobrze, nie pomagał nam, ale też nie sędziował na drugą stronę. Trudno mi ocenić czy sędzia sędziuje uczciwie czy też nie, ale przynajmniej wiedziałem, że nas nie kręcił, a czy nam pomagał trudno ocenić.  Ja za pomoc uważam na przykład podyktowanie rzutu karnego, a on tego nie zrobił.  Nie pamiętam wyniku, ale skoro dałem mu pieniądze to chyba żeśmy wygrali. Gdybyśmy przegrali to bym mu pieniędzy nie dał. Po meczu gdy sędziowie szli do szatni podszedłem do niego i dałem mu w budynku klubu 2 tys.  On wziął do ręki te pieniądze i od razu powiedział - co ja mu daję, przecież była mowa o 20 tys., on tych pieniędzy nie liczył, ale przecież od razu dotykowo wyczuł, że to nie 20 tys. Ja powiedziałem, że rozmawiając z nim myślałem o 2 tys. Na tym rozmowa się skończyła bo ja się odwróciłem i odszedłem. Któryś kolejny z meczów graliśmy w Krakowie z Hutnikiem. Tam na stadionie pojawił się sędzia Szydłowski. On nie sędziował, był tam widzem, być może przyszedł tam specjalnie.  On podszedł do mnie i upomniał się o resztę pieniędzy. Ja powtórzyłem to co poprzednio, że dałem mu tyle ile mu w mojej ocenie proponowałem. Znowu się odwróciłem i odszedłem. Na tym się sprawa skończyła.
Chciałem jeszcze opowiedzieć o sytuacji, którą wczoraj zacząłem wyjaśniać, a która dotyczy zdarzeń z obserwatorem meczu Świt - Górnik Łęczna. Wczoraj powiedziałem, że chodziło o Polonię Warszawa, ale chodziło o mecz z Górnikiem Łęczna, na spotkaniu z Polonią mnie w ogóle, z tego co pamiętam, nie było.  Sytuacja wyglądała tak, że ja byłem na obiekcie już ze dwie godziny przed meczem, a nawet wcześniej. Wiem, że na obiekcie byli już sędziowie i obserwator, którego ja kontaktowałem z dowódcą ochrony. Zadzwonił do mnie mniej więcej w tym czasie Wójcik i zapytał czy ja wiem kto "pisze". Tak w slangu mówi się o obserwatorze. Ja podałem mu nazwisko tego obserwatora, którego teraz dokładnie nie pamiętam. Wójcik powiedział, że to dobrze i na tym rozmowa się skończyła. Zanim dojechał na stadion Wójcik rozmawiał ze mną Sz. To była rozmowa na placu przed budynkiem klubowym. On powiedział, że trzeba będzie dać obserwatorowi z 5 tys. żeby dopilnował sędziów żeby nas nie skrzywdzili. Spytał mnie czy ja to załatwię. Ja powiedziałem, że mogę to załatwić. Sz. dał mi wtedy kopertę z pieniędzmi.  W tym czasie na stadionie pojawił się Wójcik i poprosił mnie żebym poprosił do niego obserwatora. Ja poszedłem do tego obserwatora, powiedziałem, że chce z nim porozmawiać Wójcik i zaprowadziłem go do pokoju Wójcika. Widziałem, że oni się przywitali, widać było, że się znają. Po około 10 minutach szedłem korytarzem klubowym i jak mnie zobaczył Wójcik to zawołał mnie do swojego pokoju. Tam spytał mnie czy dałem już kasę obserwatorowi.  Z tego wynikało, że wie o układzie i że mam pieniądze dla obserwatora do Sz.  Ja powiedziałem, że jeszcze nie dałem i wtedy Wójcik powiedział, żeby mu dać kopertę i on załatwi z organizatorem sam. Ja dałem Wójcikowi tę kopertę z pieniędzmi. Na tym kończy się moja wiedza na temat tej sytuacji. Ten obserwator był mężczyzną dość dużej postury, trochę przy tuszy w wieku 50-60 lat (na zdjęciu podejrzany rozpoznał obserwatora Jana Ć. - dopisek dpanek).
Nigdy nie było takiej sytuacji żeby Sz. prosił mnie żebym dorzucił się do jakiejś łapówki. Ja się nigdy nie zrzucałem na żadną łapówkę. Były takie sytuacje, że Sz. mówił - ruszcie dupy i załatwcie jakieś pieniądze dla klubu, ale w sensie sponsoringu.

Wyjaśnienia Wojciecha Sz. - b. działacza Świtu NDM i Widzewa Łódź
Wyjaśnienia Mariana W. - byłego obserwatora PZPN z Katowic
Wyjaśnienia Krzysztofa S. - b. sędziego z Tarnowa.
Wyjaśnienia Jarosława Ż. - b. sędziego z Bydgoszczy
Wyjaśnienia Andrzeja K. - b. sędziego z Częstochowy
Wyjaśnienia Zbigniewa M. - b. sędziego z Piły
Wyjaśnienia Mirosława K. - b. sędziego asystenta z Opola
Wyjaśnienia Mariusza S. - b. sędziego z Opola
Wyjaśnienia Ryszarda F. pseudonim Fryzjer
Wyjaśnienia Mariana D. - b. działacza ze Śląska
Wyjaśnienia Piotra W. - byłego sędziego z Krakowa
Wyjaśnienia Ryszarda N. cz. 1, cz. 2 - b. właściciela Odry Opole
Wyjaśnienia b. sędziego Zbigniewa R.
Wyjaśnienia b. sędziego Grzegorza Sz.

Czytaj listę oskarżonych w głównym akcie oskarżenia.
Czytaj listę oskarżonych, którzy dobrowolnie poddają się karze.

Lista oskarżonych o korupcję w polskim futbolu.  
Lista skazanych za korupcję  
Lista ustawionych meczów  
Kto ustawił/próbował ustawić najwięcej meczów - zobacz listę
Mapa korupcji w polskim futbolu  

Zobacz nasz profil na Facebooku 
Zobacz nasz profil na Twitterze    

Reklamy, które widzicie od jakiegoś czasu na blogu nie sprawiają, że zarabiam jakieś duże pieniądze. Są to jednak pieniądze, które  pozwalają opłacić rozmowy telefoniczne lub bilety na pociąg, gdy zdobywam newsy na bloga. Jeżeli więc czytasz moje artykuły - na pewno warto kliknąć!